Baltic Sea 2011Red Sea 2012 Wisła SUP Project 2012 World Record 24h 2013
Red Bull Coast to Coast 2013 Adriatic Sea 2015 Aral Sea 2017-2018
Janek Lisewski
„Wiatr i woda, daje mi ogromną satysfakcję kiedy jestem z tymi żywiołami w symbiozie i w minimalnym stopniu mogę nad nimi panować.”
Wytrwałość i konsekwencja w dążeniu do celu popłaca. Po pierwszej, nie udanej, próbie przepłynięcia m. Aralskiego w Kazachstanie miałem wątpliwości czy kontynuować projekt. Jednak po namowach wszystkich ludzi, którzy wierzą w moje nietypowe projekty postanowiłem go kontynuować, mimo wielu przeciwności losu. Przy wsparciu przyjaciół zebrałem potrzebne fundusze na kolejną powtórną podróż nad brzeg m. Aralskiego.
17 września ruszyliśmy tam, wraz z Marcinem Piechowskim, który był operatorem kamery i Markiem Pawlickim z jego aparatem fotograficznym. Leciwym 24 letnim, aczkolwiek wiernym towarzyszem podróży VW T4 przez Litwę, Łotwę i całą Rosję i część ogromnego Kazachstanu.
Aral Sea Kite Cross Mission ZAKOŃCZONA SUKCESEM!
Wczoraj o 8 .24 (czasu Kazachskiego +4 h) wyruszyłem na kolejny, po Bałtyku i Adriatyku samotny cross na kitesurfingu przez morze. Tym razem padło na morze Aralskie w Kazachstan, gdzie bylem już po raz kolejny. W zeszłym roku nie udało mi się go przepłynąć z powodów technicznych, ale stara prawda mówi, że „Wytrwałość jest miarą determinacji w dążeniu do celu „.
Po 10:43h ” i 204.6 km jako pierwszy człowiek na świecie je zdobyłem! Było moje! Tym razem, nie na drugi przeciwny brzeg (jest stosunkowo blisko ok 60 km w dwie stron) i nie poszedłem na łatwiznę, tylko w poprzek, od wschodniego do zachodniego brzegu i z powrotem!
To moje trzecie samotnie przepłynięte morze za pomocą deski i latawca. Trzeci klejnot w projekcie ” Kitesurfingowej Korony Mórz” i być może nie ostatnie.
Serdecznie dziękuje WSZYSTKIM PRZYJACIELOM za wsparcie pomoc w realizacji projektu … i ZAPRASZAM NA FILMY
2017 cz.1
2018 cz.2
#masterkiteboarding #armeringesenteretas #aralseakitecross #xcel #uone, #janeklisewskiultrakiteborder
Kitesurfingowa korona mórz
Adriatic Kite Cross 2015
3 lata nie daje mi to spokoju, drąży umysł i spędza sen z powiek…
Rok 2013
Byłem gotowy od dawna.
Kiedy oczekiwałem na wiatr to ponad trzy tygodnie spędziłem w chorwackim Zadarze i jego okolicach. Wiatr przychodził nagle, wraz z burzą i tak samo szybko cichł. Czasami ta sytuacja powtarzała się kilka razy dziennie. W życiu nie przeżyłem 5 burz w ciągu doby! Kiedy już okres burz przeminął, wzeszło piękne słońce z czystym niebem i lekkimi powiewami wręcz muśnięciami wiatru.
W ciągu ponad trzy tygodniowego oczekiwania na dobrą prognozę, aby samotnie przepłynąć Adriatyk, zrobiłem kilka lokalnych sesji po 1h każda! Zszedłem, dosłownie kilka razy na wodę.
Lokalni kitesurferzy nie mogli uwierzyć, że coroczny przed sezonowy Mistral, tym razem nie nadszedł.
Po 3 tygodniach oczekiwania na dobrą wiatrową prognozę zrezygnowany, dałem za wygraną i wróciłem do Polski.
Nadchodziła zima…plan przeprawy przez Adriatyk oddalił się.
Rok 2014
Równocześnie planowałem podróż do Kazachstanu aby tam spróbować sił na m. Aralskim lecz plan kitesurfingowego crossu przez m. Aralskie nie powiódł się. Sytuacja polityczna (czyt. wojna) na Ukrainie doprowadziła do rezygnacji organizatora wyprawy z planów wyjazdowych.
Znowu wróciłem myślami do Adriatyku…
Po powrocie z zimowych alpejskich przygotowań w kwietniu 2014 prowadziłem obserwacje prognoz wiatrowych. Auto i sprzęt przygotowany.
Niestety, wiatr pojawiał się rzadko i do tego bardzo lokalnie. Do końca czerwca sytuacja się powtarzała.
( Dla niezorientowanych: morski samotny kitesurfingowy cross możliwy jest tylko w porze dziennej, czyli najlepszy czas to okres najdłuższego dnia 15.05-15.07)
Prognozy były słabe …czekałem, wciąż czekałem
Rok 2015 Czerwiec
„Z przeciwności rodzi się cierpliwość, z cierpliwości wytrwałość, z wytrwałości kształtuje się charakter, dzięki charakterowi pojawia się nadzieja, nadzieja daje siłę, a siła jest niezbędna do osiągnięcia celu. „
Nie można tak szybko rezygnować. Dałem sobie jeszcze jedną szansę. Jestem gotowy…
Kolejna podróż maj – czerwiec, tym razem w okolice Medulin na półwyspie Istria. Kolejne kilka tygodni oczekiwania na dobrą prognozę umożliwiającą start w Chorwacji, przepłyniecie Adriatyku i lądowanie w Italii. Żeby to osiągnąć, musi wszędzie tam dobrze dmuchać.
Nie powiało …postaram się wrócić we wrześniu.
Zapraszam na profil wydarzenia na https://www.facebook.com/events/532171560173000/ gdzie będą publikowane wszelkie informacje.
Rok 2015 Wrzesień
Wyjazd 20.09 …wieje, prognozy obiecujące …zobaczymy czy we Włoszech również. Trzymajcie kciuki!
Czekamy, wieje coraz lepiej. Pływam z Windsurfingową ekipą z Water Sport Center z Kuźnicy Helskiej. Jest końcówka września, ostatnie ciepłe, ale coraz krótsze dni. Musi powiać na całym akwenie dostatecznie długo abym mógł wyruszyć.
Wreszcie!
27.09 start o 8.55. Prognozy obiecujące, zaczyna się 5 dniowy wiatr ze wschodu zwanym „Bura”, jest mocny, na morzu duże fale do 5 m, ale na początku, kiedy zamierzam wyruszyć będą się dopiero budować …może zdążę.
Wstaję skoro świt, przeglądam jeszcze raz wszystkie dostępne prognozy, słucham radia i prognozy dla rybaków na północny Adriatyk wszystko się zgadza, wiatr ze wschodu, ostrzeżenie: silny sztorm! Może to nie najlepszy kierunek, ale bezpieczniejszego nie ma.
„Bura” się rozkręca do 30 węzłów popołudniu i tak ma zostać przez następne kilka dni. 60km/h to dużo wiatru, ale ja już w tym czasie powinienem być już we Włoszech.
Latawiec Nobile T 5 10m2, sprawdzony i przygotowany.
Bar z pancernymi linkami, Deska Nobile Wave Infinity 5’7 ,płynę strapless. GPS ustawiłem na brzeg miasteczka Riccione, pomiędzy San Marino i Rimmini. Na razie wystarczy mi 14-18 węzłów, wiatr lekki” off shore” z kierunków NE ( północno wschodnich)
Dzwonie do koordynatora, Mirka Murczkiewicza aby powiadomił Chorwackie i Włoskie jednostki SAR że zaczynamy akcje.
Pompuje sprzęt i z pomocą Dawida Furamńskiego Water Sport Center, startuje z
Kaziela Camp w miejscowości Medulin na Chorwackim płw. Istria.
Film
Pierwsze kilkaset metrów pokonuje za pomocą body dragów a potem już na desce z wiatrem, aby ominąć kilka przybrzeżnych wysp. Czuję się wspaniale, jestem pełny wiary i zadowolony, że wystartowałem. Pierwsza godzina to 20 km, jest dobrze, chociaż mocno z wiatrem pracowałem latawcem. Plan, był taki, aby po ok 70 kilometrach zmienić kurs z WS na SSW. Pierwszy odpoczynek, latawiec spadł, picie wody i odcięcie rękawka od deski bo mocno mnie hamował, stracił powietrze i wlókł się za deską. W następnych godzinach, mijałem statki i wieże platform wiertniczych w oddali. Ok 15stej znowu przerwa w wietrze, latawiec w wodzie. Do Riccione miałem 60 -70 km. Po kilku następnych godzinach widziałem zarysy wzgórz San Marino. Spokojnie poczekałem aż pojawi się popołudniowy wiatr w tym rejonie, pomyślałem, że go wyprzedziłem i zaraz powinien nadejść. Powiało, zmieniłem kurs i na jednym halsie o 19.25 wylądowałem na włoskim brzegu. Kiedy lądowałem latawiec było już ciemno. W zapiaszczonej piance obładowany sprzętem pojawiłem się w restauracją która była tuż przy plaży.” NONA” bo tak się nazywała, była ekskluzywnym lokalem z muzyką fortepianową na żywo. Zapukałem w szklane drzwi tarasowe i za chwile pojawił się ochroniarz w czarnym garniturze. Oczywiście kiedy mnie zobaczył nie wpuścił mnie, byłem w zapiaszczonej piance z deską kitesurfingową pod pachą. Ten zawołał menagera, właściciela, który mnie wysłuchał. Okazało się, że również pływa na desce. Kiedy opowiedziałem swoją historię i to ogłosił, zrobiła się jakaś impreza , ludzie bili brawo , dostałem kolację i coś do picia (chociaż o to nie prosiłem ) Zadzwoniłem po Bartka który już się denerwował ale wciąż czekał na mnie kilka kilometrów dalej . Zaopiekował się mną przez 2 dni a potem przez Bologne – Triest, pociągiem i autobusem wróciłem do Medulin na Istrii.
Jestem pierwszym człowiekiem, który przepłynął morze Adriatyckie za pomocą kitesurfingu i pierwszym który samotnie przepłynął 2 morza!
Mój projekt ” KORONA MÓRZ ” jest coraz bliżej …
Serdecznie dziękuję wszystkim którzy przyczynili się do tego sukcesu, dziękuję, że we mnie uwierzyliście.
Adriatic Kite Cross 2015 galeria I media
Witajcie, od pomysłu przepłynięcia Bałtyku do jego realizacji minęły 2 lata. Początkowo podróż ta miała się odbywać z asekuracją, ale ona była kosztowana. Każdy z kim się kontaktowałem w tej sprawie podawał ceny od 6-8 tysięcy w górę. Koszty paliwa, ratowników i logistyki przerastały mnie finansowo. Wysłałem setki e maili prosząc o wsparcie lub sponsoring. Obiecywałem medialną bombę, ale nikt jakoś się tym nie zainteresował. Po kilkunastu miesiącach poszukiwań przypadkowo znalazłem się na gdyńskich spotkaniach podróżników KOLOSY 2011. KOLOSY zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ludzie, którzy tam pokazywali swoje doświadczenia byli niesamowici. Samotni podróżnicy zdobywali góry rzeki i morza. Na wszystkim czym się tylko da: rowerami, kajakami czy pieszo. Podróżowali miesiącami a nawet latami aby uzyskać swój cel jakikolwiek i gdziekolwiek by był!
Chciałem być tacy jak ONI i przeżywać tak jak ONI.
Tam tez dowiedziałem się o lokalizatorach, osobistych systemach ratunkowych i innym sprzęcie, który „zastępował” by mi, asekurację. Był on tańszy niż łódź z asekuracją i równie ( na szczęście tego nie sprawdziłem ) skuteczny .
Pława osobista działająca w systemie SARSAT po aktywacji ,pokazuje moją pozycję GPS do 4 m a sygnał ratunkowy widziany na całym świecie analizowany jest co 5 min.
Poza tym krótkofalówka z morskimi częstotliwościami -dawała poczucie komunikacji np. z przepływającymi statkami.
Dwa niezależne systemy GPS
Flara dymna i świetlna
Kamizelka Gul Pro i Camelbag z 2 litrami słodkiej wody dawała pewność przetrwania nawet kilkanaście godzin .
Kiedy skompletowałem cały sprzęt i dopełniłem formalności z rejestracją w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego i UKE , byłem gotowy !
Nadszedł czas oczekiwania na dobrą prognozę … kilka razy dziennie wpatrując się w ekran monitora analizowałem wraz z Louisem Taperrem z Nowej Zelandi oraz Danielem ” Kargulem ” Kozirógiem kolejne dni.
Mogłem wyruszyć do Świnoujścia . Plan był taki aby pierwszy etap był na totalnym off shore tuż przy wybrzeżu Rugii
Padło na sobotę 25.07. Prognoza była obiecująca ale po dojechaniu na miejsce wiatr z 25 knts do >30 przy mocno padającym wietrze i słabej widoczności.
Zdecydowanie nie było dobrze a analiza środkowego Bałtyku pokazała że miałem racje nie startując w tym dniu .
Ale już następnego ranka …
Janek Lisewski dokonał czegoś na miarę pierwszego zimowego wejścia na K2. Dnia 26 lipca 2011 o godzinie 0540 wszedł do Bałtyku na plaży w Świnoujściu i niecałe 11 godzin później stanął ponownie na twardym gruncie szwedzkiej plaży pod Ystad. Dystans, który w linii prostej wynosi 170km, został pokonany na kitesurfingu czyli małej desce napędzanej latawcem. Janek zapisał się tym wyczynem w historii kitesurfingu, żeglarstwa, polskiego sportu. Samotny rejs przez Bałtyk w sztormowych warunkach odbył się bez fizycznej asekuracji. Był tylko Janek i morze.
Janek znalazł czas, aby podzielić się szczegółami tej wyprawy.
Janek jesteś absolutnym Mistrzem!
Dziękuję bardzo za słowa uznania i gratulacje, które dostaję nawet z tak odległych krajów jak Japonia czy Nowa Zelandia.
Proszę przedstaw się w paru zdaniach.
Mam 42 lata. Jestem Gdańszczaninem od urodzenia a przygodę z chorobą zwaną kitesurfingiem rozpocząłem w 2003 roku i do dziś, jak widać, nie mogę się z niej wyleczyć.
Prowadzę szkolenia kitesurfingowe, stworzyłem własną linię desek o nazwie Master Kiteboarding, startuję w zawodach, sędziuję i organizuję zawody. Szczegóły można znaleźć na mojej stronie internetowej: http://masterkiteboarding.com
Kiedy wpadłeś na ten pomysł i co było powodem?
Na pomysł wpadłem 2 lata temu ale w pierwszej wersji miał to być rejs z łodzią asekuracyjną. Przez wiele miesięcy szukałem na to pieniędzy, ale nie znalazłem. W zimie pojechałem na gdyńskie spotkania podróżników KOLOSY 2011. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Opowieści Globtrotterów spełniających swoje marzenia były niesamowite. Tam też dowiedziałem się o lokalizatorach satelitarnych, które uaktywnione niezależnie od pozycji na globie wzywają pomoc służb niosących ratunek.
Na czym polegały przygotowania i jak długo trwały?
Przygotowania to głównie sprzęt, logistyka, zbieranie funduszy no i trening fizyczny. Trwało to wszystko około 2 miesięcy. Trzeba pamiętać, że nie siedzę za biurkiem przez cały rok i pływam na kitesurfingu jak tylko powieje latem czy zimą.
Nie obawiałeś się samotnej żeglugi na jednym halsie, gdzie zwykłego śmiertelnika łapią skurcze po 1 godzinie płynięcia? Doskonale wiedziałeś, że ta niebezpieczna podróż nie będzie krótsza niż 10 godzin.
Czasami trenowałem na Zatoce Gdańskiej po 11 godzin i skurczy jakoś nie było (fakt, że pływanie na 2 halsach na czopie to co innego niż pełne morze).
Czy ktoś pomagał Ci w tym projekcie?
Oczywiście że tak! Moim największym zaskoczeniem było to, że po ogłoszeniu takiego planu na kiteforum .pl, pisali do mnie entuzjaści tego projektu. Oferowali pomoc.
Moim sponsorem sprzętowym jest marka Crazy Fly ze Słowacji i sklep Easy Surf z Kempingu 6 na Półwyspie Helskim. Poznałem Jacka Gadzinowskiego i Piotra Maruszewskiego, którzy zajęli się mediami. Jurgen i Maciek Czucha (KiteRewa.pl) lada moment opublikują na internecie trasę rejsu według GPS.
Louis Tapper i Daniel Koziróg (KiteClub.pl ) dali mi bezcenne rady i konsultacje meteo. Grzegorz „Gregor” Gawlik jedyny pomógł mi finansowo – za jego pieniądze zakupiłem wodoodporny odbiornik GPS. Dzięki też chłopakom ze świnoujskiego Kitefortu.pl za serdeczne przyjęcie i logistykę. Nieoczekiwanie Christian Dittrich wylądował mnie na szwedzkiej plaży i podwiózł na terminal promowy w Ystad.
Co myśleli o tym Twoi najbliżsi?
Obym szybko się z TYM uwinął, bo chcą jechać na wakacje
A tak poważnie to żona, która zna mnie najlepiej, wierzyła w moją wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Natomiast martwiła się, że zawiedzie sprzęt.
Część ekspertów odradzała Ci płynąć bez asekuracji. Jak odbierałeś te ostrzeżenia?
Raczej nikt nie był ekspertem w tej dziedzinie i nie mieli pojęcia jak się przygotowuję do tej wyprawy. Denerwowała mnie ich niewiedza ale i napędzała jeszcze mocniej.
Ile kosztował Cię cały ten projekt włącznie z kosztami utopionego klapka
Całkowity koszt to spory wydatek finansowy ale też masa nerwów i ogromny wkład energii. No a jeśli chodzi o klapki to były bezcenne
Czy byłeś w stanie wyspać się przed porannym startem?
Dobre pytanie. Specjalnie położyłem się wcześniej ale około północy kolega zadzwonił raz jeszcze z prognozami… potem nie udało mi się już zasnąć.
Na jakim sprzęcie płynąłeś i jakie miałeś ze sobą dodatkowe wyposażenie?
Sprzęt to freeride’owy latawiec Crazy Fly 2011 Moo Wii o powierzchni 11m2. Deska typu twintip MASTER KITEBOARDING 135cm długa i 44cm szeroka.
Ten sprzęt sprawił się doskonale!
Najważniejsze dodatkowe wyposażenie to oczywiście satelitarny nadajnik wzywania pomocy ACR SarSAT System. Do tego dwa odbiorniki nawigacyjnego systemu GPS, lokalizator, krótkofalówka o mocy 5 wat, flara dymna i świetlna, kamizelka GUL PRO. Reszta jest mniej ważna.
Napisz parę słów o planie awaryjnym, gdyby doszło do na przykład niespodziewanego uszkodzenia sprzętu.
Plan był prosty: póki mogę płynąć i nic się nie dzieje ze sprzętem, prę do przodu. W razie jakiegokolwiek uszkodzenia sprzętu zwijam latawiec w formę tratwy i włączam system ratunkowy. Czekam.
W niedzielę na świnoujskiej plaży podjąłeś odważną decyzję wiedząc, że przy południowych kierunkach wiatru nie masz szans na powrót. Przyznaj szczerze – miałeś wątpliwości?
Nie, nie miałem. Byłem pozytywnie nastawiony i czekałem od dawna na ten dzień.
Czy latawiec o powierzchni 11m2 nie okazał się za duży na panujące warunki na Bałtyku?
Idealny. Na środku morza miejscami wiało ponad 25 węzłów. Mimo tego nie wykorzystywałem pełnej redukcji mocy latawca.
Jak spisywała się deska? Zdarzyło Ci się ją zgubić?
Najlepszy wybór! Oczywiście, że zdarzyło i to kilkanaście razy. Ciągła koncentracja nad prowadzeniem latawca i deski przy baksztagu nie zawsze była 100 procentowa, wówczas chwila nieuwagi i deska zahaczała dziobem o wodę. Sekundę później byłem w wodzie już 5 metrów od niej.
Gdzie można zobaczyć wydruk trasy?
Czekam właśnie, aż Jurgen z Maćkiem Czucha ściągnie dane z Garmina i wówczas umieści to na internecie. Wodoodporny Garmin niestety nie dał rady i też się zalał. Wg mojego GPS przepłynąłem 107,5 morskich mil w ciągu 10 godzin i 43 minut.
Co miałeś ze sobą do picia i jedzenia?
2 litry wody z glukozą w camelbagu (miał porobione dziury w powłoce zewnętrznej, aby nie zbierała się w nim woda morska) i tubki z żelem energetycznym.
Trochę krępujące pytanie ale często zadawane przez nieświadomych: jak radziłeś sobie z potrzebami fizjologicznymi. Na Bałtyku nie ma parkingów z WC i fast foodami?
W związku z tym, że miałem bieliznę termoaktywną pod suchym kombinezonem, założyłem pampersa (tak samo jak kierowcy w kultowym 24 godzinnym wyścigu w Le Mans). Musiałem przecież wejść na prom jak człowiek. A na walizkę ciuchów nie miałem miejsca.
Czy południowy wiatr okazał się lepszy niż zachodni mimo tego, że musiałeś zrobić chyba ze dwa razy dłuższą trasę?
Południowy był bezpieczniejszy, gdyby coś się stało ale zachodni na pewno byłby szybszy.
Czy spotkałeś po drodze jakieś statki, promy, statki rybackie lub jachty? Jeśli tak czy udało Ci się nawiązać z nimi jakikolwiek kontakt?
Od statków uciekałem – były faktycznie duże. Koncentracja nie pozwalała mi na używanie sprzętu podczas rejsu i pogaduchy na radiu. Odpoczynek nie był komfortowy, bo będąc w wodzie traciłem kontrolę nad latawcem, bo zdarzały się uderzenia fali wyrzucające mnie w dół wiatru i wówczas latawiec zostawał za moimi plecami – groziło to przekręceniem latawca lub jego upadkiem.
Jakie warunki panowały na morzu? Gdzie było najgorzej?
Oczywiście najgorsze warunki rozpoczęły się za niemiecką wyspą Rugia. Mocny wiatr, który wiał już kilka dni rozbujał morze. Fale dochodziły do 5-6 m. Jakieś kilka kilometrów za Rugią usłyszałem z mojej krótkofalówki ostrzeżenie o sztormie nadane przez niemieckie służby meteo. Ale według moich prognoz wiatr raczej miał siadać, więc może sztorm właśnie trwał ? Dawałem sobie radę więc postanowiłem płynąć dalej .
Dlaczego zamókł Ci telefon?! Byliśmy poważnie zaniepokojeni brakiem sygnału od Ciebie.
Telefon miałem w Aquapacku na ramienu. Po upadku z deski musiał się rozszczelnić i po prostu znalazła się tam woda.
Łapały Cię skurcze?
Tak. W stopy. Ale nie zwracałem na to uwagi mimo, że bolało. Przypomniałem sobie wtedy twoje słowa i się uśmiechałem (przez zęby
Czy przechodziłeś kryzysy fizyczne i czy miałeś chwilę zwątpienia w dopłynięcie do celu?
Kryzysy? Raczej złość, że mając około 30 kilometrów do brzegu według współrzędnych jeszcze go nie było widać. Raz zobaczyłem w oddali piękne żółte wieże >pomyślałem ze to elewatory w Ystad ale po godzinie okazało się ze to statek ….
Jak kierowałeś się na cel?
Mój odbiornik GPS miał wprowadzone współrzędne Ystad (N55o25’ E13o48’). Pewnie nigdy ich nie zapomnę. W każdym momencie widziałem na wyświetlaczu tego małego urządzenia kierunek i malejącą odległość do celu.
Jak długo płynąłeś nie widząc lądu?
Myślę, że około 6 godzin.
Przepływając obok Arkony (ostatni czubek lądu po południowej stronie Bałtyku) wiedziałeś, że jeśli popłyniesz dalej to nie ma żadnych szans powrotu. Czy myślałeś o tym?
To była połowa drogi, której pierwsza część poszła całkiem nieźle. Pomyślałem, że zdążę jeszcze na prom o 14.30. Dopiero potem okazało się, że drugi etap trwał 5 godzin dłużej niż planowałem.
Robiłeś sobie jakieś przerwy na posiłek, picie, odpoczynek?
Bardzo krótkie – fale przeszkadzały a kolejne starty były coraz boleśniejsze dla mięśni nóg.
Co poczułeś jak zobaczyłeś pierwszy raz brzeg Szwecji?
Poczułem siłę i ulgę. Wiedziałem, że wkrótce dopłynę. A te punkty w oddali to nie są statki tylko drzewa
Co zrobiłeś jak wylądowałeś na brzegu po drugiej stronie Bałtyku po 12 godzinach walki sam na sam z żywiołem?
Uśmiechnąłem się na widok tylko jednego klapka. Wypłynąłem z parą klapek, które miałem przytroczone do plecaka. Drugi gdzieś sobie teraz dryfuje po Bałtyku. Jakby ktoś gdzieś słyszał o wyłowionym klapku to proszę o kontakt
Zanim wylądowałem, płynąłem wzdłuż brzegu do Ystad, szukając odpowiedniego miejsca na lądowanie latawca. Kiedy zobaczyłem dużą grupę surferów i kajciarza. wiedziałem, że to jest to. Niestety jak zszedłem na plażę nikt nie potrafił zgasić latawca. Po chwili zauważyłem kogoś pędzącego na rowerze w moją stronę. Okazało się, że od jakiegoś czasu jechał za mną czekając, aż wyląduję na plaży, bo zdał sobie sprawę, że jest świadkiem czegoś wyjątkowego. Tą przypadkową osobą był nie kto inny a Christian Dittrich, znany na całym świecie były projektant desek kitesurfingowych firmy North Kiteboarding a aktualnie producent własnych desek Tablas. To on wylądował mnie na szwedzkiej plaży i podwiózł na terminal promowy w Ystad. Po drodze okazało się, że mamy wspólnych znajomych!
Na pewno miałeś tonę przygód. Którą zapamiętałeś najbardziej?
Może tą że żółte elewatory w Ystad okazały się drobnicowcem który mi odpłynął w oddali. Poza tym pełna koncentracja czasami się luzowała i w tym samym momencie leciałem z deski do wody.
Szczerze – spodziewałeś się takiego oblicza Bałtyku?
Na początku byłem mile zaskoczony warunkami: była płaska woda. Potem pojawił się czop a na koniec gruby wave.
Po płaskiej wodzie płynąłem około 40-47 km/h. Było pięknie. Pomyślałem, że Błękitna Wstęga Bałtyku będzie moja i zdążę jeszcze na prom o 14.30. Pomyliłem się…
Nie miałeś żadnych ciuchów, butów. Jak przebyłeś 10k do Ystad z deską kitesurfingową, latawcem i całym bajzlem jaki miałeś na sobie?
Zabrałem ze sobą w plecaku torby znane wszystkim polskim kajciarzom (IKEA). Po przebraniu się zapakowałem tam sprzęt i bieliznę termoaktywną, którą miałem pod suchaczem. Christian podwiózł mnie na terminal promowy za co serdecznie dziękuję i pozdrawiam!
Czemu tak późno poinformowałeś świat o swoim sukcesie? (sygnał o tym, że jesteś już w Szwecji dotarł do nas dopiero po 4 godzinach). Wielu kajciarzy z całej Polski przeżywało to jak najczarniejszy horror. Mi również przybyło parę siwych włosów. Nie wyobrażam sobie przez co przechodziła Twoja rodzina.
No niestety Aquapack [wodoszczelna torebka] nie wytrzymał. Mimo zamknięcia woda zalała telefon. Po wylądowaniu dzwoniłem do domu z komórki szwedzkiego surfera i poinformowałem, że jestem cały i zdrowy w Szwecji. Telefon odebrała moja mama a żona i córka były poza domem. Mając zalany telefon nie znałem numerów do osób pilotujących mój rejs.
Forum kitesurfingowe zanotowało rekordową ilość wejść w czterech ostatnich godzinach niepewności. Ludzie specjalnie się rejestrowali, aby napisać choć jedno zdanie, które miało dodać Ci sił, wiary – nie pytaj mnie o racjonalne wytłumaczenie takich zachowań Musi być to dla Ciebie bardzo motywujące i sympatyczne.
Było. Dziękuje wszystkim za dodawanie otuchy i gratulacje. To było COŚ!!!
Możesz zdradzić jakie były pierwsze słowa skierowane do najbliższych?
Cieszymy się razem z tobą!!!
Jaka była reakcja obsługi terminalu, służby granicznej, jak przeszedłeś przez security?
Na terminal wszedłem boso, z deską pod pachą i dwoma siatkami z Ikea. Obok kas siedziało kilku motocyklistów odzianych w czarne skóry czekających na prom. Kiedy mnie zobaczyli ich wyrok był jednoznaczny: Chyba go okradli
Jakim promem wracałeś do kraju? Jak poradziłeś sobie na statku bez ciuchów, telefonu i PSP? To szczyt sezonu i prom zapewne był pełen pasażerów. Miałeś siły, aby celebrować z załogą i pasażerami swoje zwycięstwo?
Na promie m/f Polonia spotkałem parę znajomych osób (barmani z kitesurfingowych zawodów Sea&Sky). Mocno byli zdziwieni ale skorzy do pomocy. Postawili mi piwko i skierowali do zarezerwowanej loży w night clubie, abym mógł odpocząć. Pasażerowie byli w szoku, bo cały czas chodziłem na bosaka w boardszortach [krótkie spodenki] kulejąc od zakwasów. Dziwnie się na mnie patrzyli…
Czy ktoś oczekiwał na Ciebie w Świnoujściu w poniedziałek rano?
Tak, chłopaki z Kite Fort Świnoujście zadbali o logistykę. Serdecznie im za to dziękuje!
Nagrywałeś film podczas podróży. Mam nadzieję, że nie zalałeś kamerki GoPro i zobaczymy wkrótce materiał video.
No niestety kamerę miałem przymocowaną do kamizelki wypornościowej. Po paru upadkach kamera zsunęła się do tyłu. Na dużej fali nie byłem w stanie jej włączyć, bo każda dekoncentracja kosztowała mnie utratę deski. Pracowałem latawcem non stop, jak to się robi płynąc pełnym kursem, a o siedzeniu w wodzie przy takich falach nie było mowy. Fale mnie spychały, latawiec zostawał za mną i przepadał. Pełna kontrola baru [drążka sterującego] non stop. Zresztą to widać do dziś po odciskach na moich rękach. Zrobiłem tylko kilka zdjęć (i to słabych) w Szwecji. Żałuje, że mam tak mało materiałów foto-video.
Jesteś już wpisany w historię polskiego kitesurfingu. Teraz czas na wywiady, autografy… Kiedy wracasz na wodę? Czy może potrzebujesz trochę czasu na odpoczynku od deski?
Cieszę się, że ten wyczyn nie przeszedł bez echa. Mam nadzieję, że tak duża promocja pomoże polskim zawodnikom w zdobyciu dobrego sponsora i będą mieli możliwości startowania nawet w odległych krajach. Zdziwisz się ale właśnie wszedłem do wody ze sprzętem już drugiego dnia ale czego się nie robi dla TVP [kręcenie materiału]. Moje nogi wracają do formy i już nie mogę się doczekać dobrej sesji na wodzie.
Jest jeszcze za wcześnie, aby to oceniać ale na pewno dzięki Tobie sporo ludzi usłyszało o kitesurfingu. Na pewno część z nich zainteresuje się tym sportem. Co byś poradził takim osobom?
Jeżeli zaczynacie przygodę z kitesurfingiem to róbcie to z rozwagą pod okiem doświadczonych instruktorów.
Czy ten heroiczny wyczyn wpłynął w jakiś sposób na Ciebie?
Mam nadzieję, że uśmiech długo nie zniknie z mojej twarzy.
Przepłynąłeś Bałtyk samotnie ale przygotowania nie były chyba samotne? Chciałbyś komuś przy tej okazji podziękować?
Oczywiście że tak!
Rodzince – że wytrzymują.
Dostawcy latawców Crazy Fly i ekipie ze sklepu Easy Surf w Chałupach.
Jackowi Gadzinowskiemu i Piotrkowi Maruszewskiemu za pomoc w kontaktach z mediami.
Jurgenowi i Maćkowi Czucha (Kiterewa.pl), że pracuję nad wizualizacją mojej trasy.
Louisowi Tapper i Danielowi Koziróg (KiteClub.pl) za bezcenne rady i konsultacje meteo.
Grzegorzowi Gawlikowi za pomoc finansową.
Chłopakom z Kitefortu za miłe przyjęcie i logistykę w Świnoujściu.
Christianowi Dittrich za pomoc po szwedzkiej stronie.
Rafałowi z SarSATU za stróżowanie nade mną gdzieś tam z kosmosu.
Ten sukces również jest ich!!!
Serdecznie podziękowania należą się też wszystkim, którzy wierzyli że dam radę.
Wysłałeś Mariuszowi pocztówkę z Ystad, który prosił Cię o to startując Twój latawiec w ten historyczny rejs?
Hahahaha – nawet tego nie słyszałem. Nie, niestety. Ale miałem tylko kartę kredytową i nawet w kiosku na promie nie chcieli sprzedać mi skarpetek, bo nie mieli terminala.
Na zakończenie. Szukam jakiegoś dobrego sponsora, abym mógł realizować swoje kolejne projekty. Zapewniam, że równie medialne!
Na razie daję lekcje kursantom, pływam i cieszę się wiatrem…
Pozdrowienia.
Janek Lisewski
Master Kiteboarding
PS. Więcej informacji można znaleźć na stronie Janka:
http://masterkiteboarding.com
Historia projektu, oferowanej pomocy, kibicowanie, emocje sięgające zenitu zapisane w dniu rejsu oraz dłuuuga lista gratulacji na kiteforum.pl:
http://www.kiteforum.pl/forum/viewtopic.php?f=1&t=37645
Wywiad przeprowadził Marek Rowiński Sr
Galeria i media :
MASTER KITEBOARDING BALTIC CROSS ( Początek )
czyli :rzucam wyzwanie Bałtykowi !
12 h samotny rejs Świnoujście -Ystad na kitesurfingu !
Planuje w lipcu 2011, samotnie przepłynąć ze Świnoujscia do Szwecji na kite. Nikt wcześniej nie podjął się takiego wyzwania, które wymaga sporo przygotowań i żelaznej kondycji.
Założeniem wyzwania jest pokazanie że można, tak jak himalaizmie: wejść na największą górę. Zdobyć to co wcześniej jest nieosiągalne, spełnić swoje długoletnie marzenia i wyznaczyć nowe kierunki, które pokazują że
każdy może przezwyciężyć swoje słabości. Skojarzenia z himalaizmem i zdobyciem Korony Ziemi nie są bezpodstawne. Mam w planach podobne wyzwania na morzu Egejskim, Śródziemnym i Czerwonym. Są to miejsca, będące popularnymi miejscami uprawiania kitesurfingu i nie są wybrane przypadkowo.
Kolejnym celem który sobie stawiam jest, zwrócenie uwagi na ten sport przez sponsorów czy władze polskie.
W Polsce kitesurfing nie istnieje (jeśli porównać z innymi sportami żeglarskimi), mimo iż uprawia go ponad 5 tyś osób. Natomiast: Polacy zajmują czołowe miejsca na pucharze świata a polskie kite firmy mają sklepy i przedstawicieli na wszystkich kontynentach. Co ważne czołowi producenci
desek, to polskie firmy. Polscy instruktorzy pracują w najdalszych zakątkach świata, zakładają szkółki i spoty. Kitesurfing w polskim wydaniu eksportowym to ogromny, niedoceniony sukces, który nie ma przełożenia na sytuację
kitesurfingu w Polsce.
Z noty do prasy przygotowanej przez Jacka Gadzinowskiego:
Rejs samotnego kitesurfera przez Bałtyk w szczegółach będzie przebiegał, według następujących założeń: kitesurfer wypłynie (w zależności od kierunku wiatru) ze Świnoujścia lub okolic . Płynąc przez Bałtyk chciałbym dotrzeć do południowych brzegów Szwecji w okolicach Ystad Odbędzie się w lipcu, po
po tym, jak będzie stabilna 2-3 dniowa prognoza wiatrowa. Rejs powinien trwać max 15 h i liczyc jakieś 90 mil morskich. Ważne jest aby temperatura w Bałtyku była znośna (kwestia ew. wychłodzenia organizmu), w trakcie możliwie najdłuższego dnia. Surfer płynąć będzie bez asekuracji !,
posługując się globalnym systemem ratowniczym. Przepłynięcie ponad 90 mil morskich, wymagać będzie żelaznej kondycji na którą Janek Lisewski pracował
długie miesiące przygotowując się do tego wyzwania. Całość wyzwania i długich przygotowań finansuje z własnych oszczędności.
Rejs będzie można śledzić w trybie online, na stronie
www.masterkiteboarding.pl
Janek Lisewski
Od wybrzeża do wybrzeża – a dokładniej od Fehmarn, Niemcy do Lalandia w Danii.
Red Bull Coast 2 Coast, to jeden z najbardziej spektakularnych i trudnych zawodów w historii kitesurfingu.
Początek na Niobe, plaży Fehmarn w Niemczech. 200 kitesurferów będzie w tym samym czasie na wodzie i będzie pędziło do Danii i z powrotem. Wiatr i fale, każdy z nich musi pokonać dystans 40 km.
Wszyscy mają szansę wygrać nagrodę główną: ekskluzywną wycieczkę na Hawaje, we współpracy z 5vorFlug i Meet & Greet z Robby Naish.
W tym wyścigu startuje również ja 🙂
Relacja :
W ubiegły weekend rozegrano najliczniejsze zawody w historii kitesurfingu Redbull Coast 2 Coast. Do długodystansowego wyścigu stanęło 348 zawodników z 13 krajów. Zawodnicy mieli do pokonania 40km z niemieckiego wyspy Fehmarn do duńskiej plaży Niobe i z powrotem.
Na Red Bull Coast 2 coast, pojechaliśmy, we dwójkę, wraz z Tomkiem ” Discorelaks ” Rogozińskim z ciekawości. Mieliśmy się tam dobrze bawić, bez spiny na konkretny wynik. Tym bardziej, że miałem zorane palce po niedzielno – poniedziałkowym rekordzie…. Na miejscu rejestracja i spanie. Rano przygotowania. Na skipersie orgnizatorzy określili event jako dobrą zabawę, z jedną, aczkolwiek SUPER nagrodą. To miał być fun race, a nie Mistrzostwa Świata (pewnie dlatego do dziś nie przygotowali żadnych rankingów).
Organizatorzy podkreślali dbanie o bezpieczeństwo i namawiali, aby zabrać ze sobą 10 euro na prom (co dla około 250 !!! uczestników było zbawienne, ponieważ wracali promami do późnej nocy). Zarejestrowało sie około 400 osób z tego kilkadziesiąt nie zdecydowało sie na strat z powodu kierunku i siły wiatru.Trzeba było podpisać listę startową jak i zarejestrować swój powrót. Start i setki latawców w powietrzu na sygnał ruszyło do przodu. Na wodzie kilka żaglowców, statków straży granicznej i pontonów zabezpieczało event. W powietrzu helikopter. Jak dla mnie było bezpiecznie. Lekki side shorowy, szkwalisty, ale czasem wręcz siadający wiatr.
Mimo, iż miałem NOBILE T5 10m i Infinity 5,7 http://www.nobilekiteboarding.com/pl/ musiałem się mocno namachać by nie tracić wysokości. U wybrzeży Dani wiatr wiał z siłą 12 -16 knts .Ok 5 km od brzegu duża niespodzianka : kontenerowiec za którym latawce spadały do wody jak muchy. Kilkadziesiąt osób zawróciło lub zmieniło kurs odpadając. Cała stawka rozbiła się na kilkukilometrową odległość po całej cieśninie. Na brzegu w Dani stało już kilkadziesiąt osób, kiedy zawracałem w kierunku Niemiec. Jeszcze przez dłuższy czas mijałem się z zawodnikami. Na mecie trzeba było zarejestrować się ponownie. Z tego co wiem wyścig ukończyło tylko ok 40 zawodników ( łącznie ze mną 🙂 reszta wybrała prom lub rescue . Wygrali profi zawodnicy na hydrofilach, cieszyli się natomiast wszyscy uczestnicy.
Wieczorna impreza pod logiem Red Bull to potwierdziła.
Galeria
Sporty Wodne
Kitesurfing , windsurfing, foiling, sup,
Snowkite, Snowboarding, Narciarstwo
Podróże
Vietnam, Kenia, Meksyk, Egipt, Italia, Francja , USA, Norwegia, Hiszpania, Grecja, Rosja, Kazachstan i inne.